Zyta Ewa Dapkun
Nauczyciel Zespołu Szkół Technicznych Białymstoku
Ja w szkole, szkoła we mnie.
"ja w szkole, szkoła we mnie" refleksje na temat wzajemnych powiązań, prób znalezienia odpowiedzi na pytanie,
w jaki sposób szkoła zaspakaja potrzeby każdego z uczestników procesu wychowania i nauczania, problematyka poczucia tożsamości nauczyciela i szkoły
"Człowiek poszukuje sobie miejsca wśród ludzi. Poszukuje dla siebie takiej pracy, która byłaby j e g o pracą. Poszukuje ludzi, wśród których nie musiałby udawać.(...) Człowiek jest z natury istotą etyczną, to znaczy kimś, dla kogo problem "ethosu" jest zarazem problemem własnego bytu. Jeśli odkryje, gdzie, wśród jakich spraw, z jakimi ludźmi wiąże się jego "ethos", może "przynieść owoc obfity." Józef Tischner. Na problem "tożsamości” często spoglądają psycholodzy, pedagodzy, socjolodzy i inni. Chciałabym przełamać język naukowy osobistą refleksją opartą na zasadach rządzących "tożsamością” zawodową nauczyciela/ wychowawcy.
"Być" czy "nie być" nauczycielem?
"Nauczanie powinno polegać na tym, żeby to, co się ma do zaoferowania uczniom, postrzegali oni jako drogocenny dar, a nie jako przykry obowiązek”. Albert Einstein
Pamiętam moją Mamę z gromadką uczniów na naszym przydomowym podwórku, uczyła wówczas geografii i historii, to były lata 80-te. Pamiętam, wędrówki po poniemieckiej miejscowości siedząc jako dziecko na ramionach jakiegoś ośmioklasisty. "Widzę” twarz mojej Mamy, taką radosną, nie spiętą, spełnioną, mądrą, tłumaczącą. Widzę w pamięci wesołe, zaciekawione, niecierpliwe, pytające. twarze tych dzieciaków. Uczniowie przychodzili po lekcjach grać w piłkę, w dwa ognie, na szosie z moją Mamą, przed moim domem, bo nie było boiska. Pamiętam "garbatego” Rafała, płaczącego siódmoklasistę, wołającego w rozmowie z moją Mamą, że nie będzie chłodził do szkoły, bo z niego się śmieją. Dziś ma blisko 50lat, moja Mama już dawno nie żyje a on wciąż mówi mi: " dzięki twojej mamie skończyłem szkołę”. Wiedziałam, że będę nauczycielem! Będę nauczycielem jak moja Mama! A potem przyszedł czas na moją edukację. Z tej strony wyglądało to trochę mniej przyjaźnie. Zajęcia techniczne, które w swojej treści były fascynujące (któż dzisiaj w szkole uczy robić na drutach czy na szydełku? budować karmnik? gotować?) jednak przez nauczycielkę wprowadzającą "terror” w klasie, pamiętam nerwowość, strach, łzy nie jednego ucznia. Wspominam nauczyciela muzyki, który nauczył nas chyba wszystkich patriotycznych, żołnierskich piosenek i przez to historii Polski, który zabraniał nam wychodzić, kiedy niemieccy turyści przyjeżdżali pod szkołę rzucając garści "gum balonowych” na ziemię i robili zdjęcia podnoszącym je dzieciakom – to była lekcja godności, którą nam często tłumaczył, a którą ja dziś rozumiem bardziej. I jeszcze Ksiądz, który mówił o kochającym Jezusie Chrystusie, pięknie mówił, jednak słuchaliśmy go tylko do dnia, w którym wysłał naszego 9 letniego kolegę do domu po zeszyt, a on mieszkał ze 3 km od kościoła i miał zdążyć w 45 minut…i zdążył, wbiegł zziajany, czerwony, spocony z zeszytem w ręku przed końcem katechezy a potem spał na historii…, nauczycielka nie pozwoliła go budzić, żeby odpoczął. Zyskała nasz szacunek do końca podstawówki za zrozumienie. To była lekcja uspołecznienia, solidarności i szacunku ,niestety, nie do wszystkich. I w końcu nauczyciel, który wyrzucił mnie z klasy szarpiąc za ubranie(miałam wtedy 10 lat), bo stanęłam w obronie innego ucznia zwymyślanego przy 30 osobowej klasie, pobiegłam po Mamę, która przyszła natychmiast do klasy i dwoma stanowczymi zdaniami "zgasiła” jego atak agresji albo bezradności? Ów człowiek, za którym obstałam jest dziś moim mężem. I jeszcze nauczycielka od matematyki, która zostawała po lekcjach, aby z "uporem maniaka” tłumaczyć zasady matematyki, bez faworyzowania czy poniżania, uzasadniając celowość a wręcz konieczność poznania i jej stosowania. Największy wpływ na nas miał jednak katecheta, wiedział o nas najwięcej, najbardziej rozumiał, umiał zmotywować, zmienić zachowanie, był blisko nas – żył tym, o czym nam opowiadał; znał Tego, którego nam przedstawiał. Był autentyczny.
Czas dzieciństwa, osiem lat w podstawówce i tylko garstka wspomnień? Wiedziałam jakim nauczycielem być na pewno nie chcę. Szkoła średnia nauczyła mnie systematyczności, pilności i gospodarowania czasem. Przyjęłam zasadę, że z każdej nawet najbardziej nudnej czy trudnej lekcji "wyciągnę” dla siebie jedno zdanie, jakąś myśl, refleksję o którą będę mądrzejsza – to była zasada pani profesor od fizyki – wiedziała i rozumiała, że to trudny przedmiot, że nie wszyscy zrozumieją. Nie zaniedbywałam relacji z koleżankami i kolegami, dogadywałam się z najtrudniejszymi – to było jak wyzwanie. Na jednej z lekcji polskiego, wpatrując się w panią profesor, przylgnęła do mnie myśl, że zawód nauczyciela, to najbardziej wdzięczny zawód świata, w którym "rozdaje się”, przekazuje zdobytą wiedzę – 1 nauczyciel 30 uczniom mnoży mądrość wpływając na ich stan posiadania wiedzy a przez to na światopogląd i dalej na koleje życia. Ta idea nie miała dla mnie przełożenia na finanse! W zawodzie nauczyciela widziałam wpływ na losy świata i …chciałam być jak Mama. Możliwość przyglądania się jej pracy była jak fundament, szczepionka procesu nauczania – uczenia się. Skończyłam szkołę średnią z wyróżnieniem. Chciałam wrócić do technikum jako Zootechnik, jednak ostatecznie wybrałam Teologię. Od 10 lat jestem nauczycielem religii w Zespole Szkół Technicznych im. gen. Wł. Andersa w Białymstoku. Dlaczego katecheza? To trudny przedmiot, tutaj nie ma wzorów pod które można coś lub kogoś "podstawić”, tu nie ma szablonów, ponieważ każdy człowiek i jego życie jest indywiduum, jest niepowtarzalny. Bóg – Stwórca wszystkich i wszystkiego, najlepszy ekonom, biolog, anatom, psycholog – przenika wszystkie płaszczyzny życia człowieka. Bóg jako jedyny "nie ma względu na osoby”. Ten, który tak umiłował człowieka, że oddał za niego Swojego Syna – Jezusa Chrystusa. Utożsamiałam się z ideą błogosławionego Jana Pawła II, który afirmował godność i wielkość człowieka, sprawiał wrażenie ciągłego pragnienia bycia blisko człowieka i jego spraw, jego rozterek, pragnień, bólu i cierpienia. Dlatego wybrałam katechezę albo "ona” wybrała mnie. „Młody człowiek - stwierdza Jan Paweł II - jest wrażliwy na prawdę, sprawie-dliwość, piękno, na inne wartości du¬chowe. Młody człowiek pragnie odnaleźć siebie samego, dlatego szuka, czasem burzliwie szuka prawdziwych wartości i ceni tych ludzi, którzy ich nauczają i według nich żyją. Któż z nas nie miał w życiu i nie wspo¬mina z wdzięcznością ta¬kiego człowieka: kapła¬na, nauczyciela, profeso¬ra lub przyjaciela, który umiał odsłonić nam nowy świat wartości i wzbudzić dla niego trwały entuzjazm czy nawet nadać cały kierunek życiu?".
"Tożsamość” bardziej niż "postawa” wskazuje na potrzebę świadomości siebie. Zasadą autorefleksji jest funkcjonowanie osobowości. Ta osobista refleksja nad tożsamością nauczyciela jest wewnętrzną odpowiedzią na pytanie o sens mojej działalności, o motywację, ale także zwróceniem uwagi, że nie jest to zawód dla każdego. Kiedy sięgamy pamięcią do swoich lat uczniowskich, na palcach moglibyśmy policzyć nauczycieli z tzw. powołania, którzy wymagali, rozumieli, umieli wytłumaczyć, którzy sprawiali, że chciało się uczyć, chciało się iść do szkoły. Do ilu z nich nie posłałbyś swojego dziecka i dlaczego? To jest właśnie problematyka tożsamości z zawodem nauczyciela. Dyrektor, który mnie zatrudniał, mawiał: "albo się wsiada do tego pociągu i się jedzie albo się nie jedzie”. Nauczycielem się JEST… a nie tylko BYWA. Utożsamiam się z byciem nauczycielem, wychowawcą ("tożsamość” jest względnie stała, co daje pewną łatwość, elastyczność, skuteczność) lub odgrywam rolę nauczyciela, co często powoduje stawanie się nieautentyczni, nieefektywni, zmęczonymi, znudzonymi, ponieważ w rolę się wchodzi i się wychodzi (to wymaga wysokiej samokontroli a ta energii ). Rzadko dzisiaj można usłyszeć od uczniów, nauczycieli czy dyrekcji sformułowania: "moja szkoła”, "mój nauczyciel”, "moi nauczyciele”, "moja kadra pedagogiczna”, "moi uczniowie”. Można dziś usłyszeć coś innego, wręcz przykrego na płaszczyźnie pracy z drugim człowiekiem, np.: "ja tu nie przyszedłem uczyć ale zarabiać pieniądze”, "nie po to studiowałem żeby się użerać”, "nauczycielem to ja jestem do 15ej., potem …”
To - jacy jesteśmy, czym żyjemy, „przenosimy” na naszych uczniów. Wzajemna życzliwość i zaufanie nauczyciela do ucznia i uczniów do nauczyciela stanowią punkt wyjścia pracy edukacyjnej i warunek jej powodzenia. Im bardziej wychowawcy korzystać będą z szansy stawania się rzeczywistymi autorytetami, doradcami, mistrzami i przewodnikami dla uczniów, tym większe stworzą uczniom możliwości ich pełnego rozwoju, a także przyczynią się do wzmocnienia i wzrostu swojej roli jako nauczyciela.
Gdzie okiem sięgniesz tam człowiek
"Nauczyciel odmienia życie każdego dziecka, całych rodzin, jak i przyszłość nas wszystkich”. Barbara Cage. Bez wątpienia nauczyciel – szkoła – uczeń pozostają ze sobą w ścisłym związku, w głębokiej tożsamości. Bycie nauczycielem, to ciągła praca w grupie, więź z grupą, zespołem tj. Rada Pedagogiczna, Zespół Przedmiotowy, grupa klasowa na lekcji, grupa rodziców na wywiadówce itp. Nigdy niczego nie zrobiłam sama – oprócz prowadzenia lekcji i nawet tu Ducha Świętego potrzebowałam - bo w szkole nie da się pracować w pojedynkę. Jedną z niemal najważniejszych potrzeb, tak nauczyciela jak ucznia, jest przynależność do grupy, potrzeba akceptacji, zauważenia „jestem w tej klasie, grupie, mam swoje wady i zalety, chcę być lubiany, chce być potrzebny itd.”- często wyrażane niewerbalnie. Relacje rodzic-nauczyciel/wychowawca, nauczyciel – uczeń, przełożony – podwładny oraz ich fundament tj. komunikacja, negocjacje, asertywność, informacja zwrotna, to codzienna szkolna rzeczywistość. Spędzamy ze sobą dobry "kawałek” czasu liczony w latach. Inną naglącą potrzebą w szkole jest poczucie docenienia, potrzeba rywalizacji, uznania, awansu – obie strony procesu uczenia i nauczania różnią się w tej kwestii jedynie sposobem wpływu i zaspakajania tych potrzeb.
Nie powinien zostać nauczycielem ten, kto nie lubi pracy z drugim człowiekiem, kto nie utożsamia się z pracą z ludźmi, kogo ludzie drażnią, komu ludzie przeszkadzają, kto nie lubi siebie. Nauczyciel tożsamy z zawodem ciągle analizuje, zgłębia drugiego człowieka, jego zachowania, postawy, rozwój, okoliczności w których żyje. Nauczycielu, Wychowawco pracujemy z CZŁOWIEKIEM! Mamy ogromny wpływ (pozytywny lub negatywny) swoją postawą na kształtowanie się MŁODEGO CZŁOWIEKA a przez to społeczeństwa. Nie umniejszajmy swojej roli! Stając się nauczycielem przyjmujemy na siebie odpowiedzialność za CZŁOWIEKA - wielką indywidualność, twórczą jednostkę, spontaniczną osobę, dynamiczną w rozwoju… czasem zapominamy, że ten człowiek ma swoją osobowość, zainteresowania, tempo nauki i przyswajania wiedzy, większą lub mniejszą łatwość wchodzenia w relacje, integrowania się z grupą. "Nie jesteśmy w stanie nauczyć ludzi wszystkiego; możemy tylko pomóc, by odkryli to we własnym wnętrzu”. Galileusz. Podstawowym wa¬runkiem rozwoju indywidual¬nych talentów nauczyciela i uczniów, jest wytworzenie atmosfery wzajemnego szacunku, poszanowania godności niezależnie od zdolności i możliwości intelektualnych (nie można uważać ich za jedyne bogactwo osoby). Tylko wówczas człowiek prawdziwie dojrzewa i realizuje swoje możliwości i zdolności, nabywa sprawności intelektu¬alnych, technicznych i praktycznych, które pozwolą mu użytecznie zająć miejsce przy wielkim "warsztacie ludzkiej pracy”. Tak łatwo zagubić tę ideę w dobie mnożenia "papierologii”, procedur, standardów wymagań, ewaluacji osiągnięć i "niedociągnięć”. Nie każdy musi zdać maturę czy egzamin zawodowy ale bez wątpienia każdy powinien być dobrym człowiekiem. Wdzięczna jestem nauczycielom, którzy pozwolili mi korzystać ze swojej wiedzy i wieloletnich doświadczeń, za ich obiektywną krytykę, za to, że swoją postawą uczyli mnie etyki zawodu i wielokrotnie przypominali, że pracuję z człowiekiem i dla większego dobra człowieka i że przede wszystkim sama jestem i mam pozostać człowiekiem.
"Obdzierającym” nauczyciela z tożsamości jest myślenie, że praca, którą wykonuje jest jedynie świadczeniem usługi a uczeń petentem, klientem…. Odnoszę ważenie, że wychodzimy z systemu szkoły – wspólnoty, w której nauczyciel po trosze był dobrym pedagogiem, miał umiejętności dobrego rodzica, kierownika, polot i wyobraźnię artysty, czasem wykazywał cechy śledczego, policjanta, posiadał serce dobrej pielęgniarki, duszę duchowego przywódcy a niekiedy musiał wykonywać czynności sprzątaczki, bywać sędzią, łączyć cechy matki i ojca...Powracamy do systemu szkoły – instytucji a tu jak w urzędzie – "chłodno” i bezosobowo.
Ja w szkole, szkoła we mnie.
"Wielkim kunsztem wykazuje się nauczyciel, który potrafi sprawić, że twórcze wyrażanie siebie i nabywanie wiedzy staje się źródłem radości”. Albert Einstein
"Tożsamość” motywuje, rozwija, pozwala patrzeć perspektywicznie, podsuwa pomysły. Czasem mówiono o mnie "niepokorny katecheta”, "młoda gniewna”, "nie zmienisz świata”, "przejdzie ci z czasem”. Wszystko przez tę tożsamość nauczycielską! Zachłysnęłam się pracą w szkole, w tej konkretnej szkole – Zespole Szkół Technicznych. Zapytano mnie o trzy rzeczy , które są dla mnie ważne: Bóg, moja rodzina i moja szkoła. Moja rodzina mogłaby powiedzieć najwięcej o przenikaniu szkoły przez moją osobowość, obowiązki, codzienność.
Sześć lat studiów teologicznych dało dość szeroką wiedzę teologiczną. Formacja duchowa i katechetyczna przypomina mi o posłudze względem drugiego człowieka(ucznia, wychowanka, kolegi, koleżanki z pracy, potrzebujących i innych) i praktycznym docieraniu (zarówno formą i metodą, postawą) do drugiego człowieka z ewangelią codziennego życia na płaszczyźnie duchowej, zawodowej, społecznej. W efekcie duża ilość uczniów uczestniczy systematycznie w lekcjach religii, są zaangażowani w inicjowane przeze mnie akcje w formach pozalekcyjnych. Jako opiekun Szkolnego Koła Caritas przy ZST działającego w oparciu o ideę " ,(…) to co mam i to czego nie mam, nawet to czego nie mam komu dać zawsze jest komuś potrzebne…” współpracowałam z Białostockimi Fundacjami "Pomóż im” na rzecz dzieci z chorobami nowotworowymi, z Fundacją Votum SA, z Hospicjum "Dom Opatrzności Bożej” rozwijając wolontariat wśród uczniów i realizując inicjowane na tej płaszczyźnie akcje i kwesty - wzięło w nich udział 93 uczniów ZST (niektórzy kilkakrotnie), przyłączali się uczniowie innych szkół, a także znajomi i przyjaciele uczniów. Nawiązałyśmy współpracę z Domem Dziecka w Supraślu, gdzie nasi uczniowie systematycznie opiekowali się jego wychowankami, organizując im zabawy, pomoc w nauce, Dzień Dziecka na basenie i w Fikolandzie oraz trzykrotnie Zabawę choinkową, dzięki przychylności i pomocy Dyrekcji oraz Grona Pedagogicznego ZST. Przeprowadziliśmy z Samorządem Uczniowskim akcję "Bezpiecznej drogi do szkoły” w podstawówkach ościennych powiatów w ramach współpracy z Fundacją Votum. Wykorzystałam możliwości jakie daje otoczenie szkoły integrując środowisko lokalne ze szkołą, odpowiadając na potrzeby obydwu.
Ewangelia mówi, że po owocach poznajemy czy cos jest dobre czy złe, potrzebne czy nie warto się tym zajmować. W efekcie realizowałam siebie jako człowieka względem drugiego człowieka, poznawałam i integrowałam młodzież, której nie trzeba było specjalnie zachęcać i motywować do pracy na rzecz drugiego człowieka ( kolegi ze szkoły, sieroty, niepełnosprawnego, upośledzonego). Te działania budowały szacunek dla godności człowieka, kimkolwiek jest, ukazywały sposoby pomocy człowiekowi znajdującemu się w potrzebie nie tylko na terenie szkoły i przedstawiały ogląd sytuacji różnych środowisk, kształtowały umiejętności w zakresie wykorzystywania własnego potencjału możliwości i kompetencji społecznych w warunkach praktycznych. Nie ma złej młodzieży.
Szkoła kształci przyszłych fachowców – chrześcijańskich fachowców. Podjęłam więc działania uwzględniające specyfikę pracy w szkole technicznej, ideę, potrzeby i problemy szkolnictwa zawodowego, potrzeby uczniów wynikające z ich zawodowej, praktycznej osobowości oraz uwzględniałam wymagania, jakie stawia przed nimi życie na płaszczyźnie duchowej, społecznej i zawodowej. Dobry chrześcijanin to uczciwy przedsiębiorca, pracownik, rodzic. Obchody 80-lecia ZST pokazały mi jak wiele powołań do kapłaństwa Bóg wyprowadził z tej szkoły, widząc kilkunastu Księzy koncelebrujących Mszę w intencji szkoły z wyuczonym zawodem mechanika czy stolarza.
Posiadając kwalifikacje do prowadzenia zajęć z wychowania do życia w rodzinie, w ramach prowadzonych zajęć, staram się stymulować rozwój zdrowej, zintegrowanej osobowości, odpowiedzialnej za życie i człowieka. "W wychowaniu chodzi właśnie o to, ażeby człowiek stawał się coraz bardziej człowiekiem - o to, ażeby bardziej był, a nie tylko więcej miał; aby więc poprzez wszystko co ma, co posiada, umiał bardziej i pełniej być człowiekiem, to znaczy, ażeby również umiał bardziej być nie tylko z drugimi, ale i dla drugich”. Jan Paweł II. Bóg – Rodzina – Praca! Z tą ideą przeniknęłam w "treści” mojej pracy wychowawczej, nauczycielskiej, ją realizowałam i realizuję.
Przewodniczyłam Zespołowi ds. Projektów Unijnych ZST dając sobie wpływ na podnoszenie atrakcyjności i jakości szkolnictwa zawodowego oraz rozwój infrastruktury z zakresu edukacji. Po co "niepokorny katecheta” robi takie rzeczy? Były dwa podstawowe motywy podejmowanych działań – uczeń i drugi, nie mniej ważny, my sami (mam na myśli nauczycieli pracujących przy kolejnych projektach). Bez względu na to, kim był i skąd przybywał, uczeń opuszczając szkołę, miał być w pełni przygotowany do życia, do funkcjonowania w społeczeństwie jako dobry, pracowity, zaradny człowiek, wykwalifikowany pracownik, przedsiębiorca. Przystosowany do współczesnych warunków egzystencji ludzkiej i zawodowej. Patrząc na wielość powziętych i zrealizowanych zadań w różnych formach, jako katecheta – nauczyciel - wychowawca czuję się usatysfakcjonowana pracą z młodzieżą i spełniona zawodowo. Myślę, że to dość efektywnie wykonana praca. Nie zmarnowałam czasu, wykorzystałam nabytą wiedzę i umiejętności w praktyce tak jak założyłam. Nie zmęczyłam się, nie czuje się wypalona. Zrealizowałam ideały z mojego dzieciństwa. Moi absolwenci, z różnych lat mojej pracy, wciąż wracają, pytają, dzielą się swoim życiem.
Byłabym nieobiektywna podejmując temat "tożsamości z pracą nauczyciela”, gdybym nie poprosiła o ocenę mojej pracy uczniów. Uczniowie – w anonimowej ankiecie, mając świadomość, że oceniają moją osobę, chociaż nie fachowym okiem, a bardziej intuicyjnie, ocenili moje umiejętności jako nauczyciela dość wysoko. W ich ocenie chętnie odpowiadam na ich pytania, należę do osób spokojnych i opanowanych, ale potrafię mieć też tzw. "zły dzień”; okazuję życzliwość i sympatię, nie wzbudzam lęku. Jest to dla mnie bardzo ważna ocena i szalenie satysfakcjonująca. Uczniowie mieli możliwość wyrażenia krytyki, uznania, przekazania swoich uwag na temat mojej pracy, przedstawienia pomysłów, opisania czegoś, co uważają za dobre albo za złe. Kilka wypowiedzi:
ma właściwe podejście do uczniów, zawsze znajdzie rozwiązanie w trudnych sprawach, lubię z nią pracować w SKC, wcześniej nie chodziłem na lekcje religii a teraz już chodzę bo nie jest nudno, wszyscy nauczyciele powinni tacy być, rozumie uczniów, doradza i pomaga uczniom, jest cierpliwa, zawsze można z nią porozmawiać, jakby nas znała lepiej niż rodzice.Chciałabym, żeby tak było zawsze. Kocham to co robię i staram się robić to dobrze. Fascynuje mnie drugi człowiek i praca z ludźmi, z młodzieżą. Jestem nauczycielem!